„Atakują mnie ludzie, którzy mają w tym interes. NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ!!!”

Autor: kurier-kolski.pl | 10.10.2018

Wywiad-rzeka z Romanem Mańką, kandydatem na wójta gminy Kościelec. Przedstawiamy Państwu całość wywiadu, jaki Roman Mańka udzielił kolskim portalom internetowym oraz warszawskiej telewizji wRealu. Wywiad składa się z dwóch części: I – odpowiadającej na ataki i zarzuty internautów; oraz II – merytorycznej (programowej). – „Wyprowadzę gminę Kościelec na wielkie wody – zapowiada Roman Mańka – nie będę dryfował po mieliznach”. Kandydat SLD opowiada o swoim życiu, porażkach, które go pozytywnie zbudowały. i planach uczynienia z gminy Kościelec jednej z najlepszych gmin w Polsce. (…) „Nie interesuje mnie przeciętny poziom ani średnie sukcesy. Trzeba grać o najwyższą stawkę!” – dodaje Mańka. Materiał finansowany przez KKW SLD Lewica Razem
(artykuł wyborczy płatny)

 

Żeby się dynamicznie rozwijać trzeba mieć dynamit gospodarczy. Na to zaś składają się dwie rzeczy. W epoce postindustrialnej, czy jak niektórzy socjologowie, tacy jak Manuel Castells głoszą, epoce społeczeństwa informacyjnego, o rozwoju decydują dwa kluczowe czynniki: przestrzeń, a więc to ile mamy miejsca na inwestycje i jak określone tereny są atrakcyjne, a także drugi, chyba dziś jeszcze istotniejszy faktor: kapitał ludzki, a więc wiedza i kompetencje mieszkańców danej gminy czy miasta.
Musimy postawić na jak najlepsze wykształcenie młodych ludzi, silnie zakorzenione kulturowo oraz poparte realną wiedzą i kompetencjami. I musimy tę naszą młodzież tu, w gminie Kościelec, i w mieście Kole, koniecznie, za wszelką cenę, zatrzymać.
Niestety na terenie powiatu kolskiego, lokalne władze uwikłane w różne klientelistyczne i polityczne układy, marnują potencjał intelektualny młodych ludzi. Prowadzą negatywną selekcję. Stosują niemerytoryczne kryteria.
I to jest właśnie marnowanie potencjału ludzkiego. Niszczenie kapitału kulturowego. W głębszym sensie jest to największe marnotrawstwo, jakie można sobie wyobrazić.
Ja musiałem wyjechać z gminy Kościelec, bo niestety lokalni włodarze nie widzieli tam dla mnie pracy albo nie potrafili mnie optymalnie wykorzystać. Mój los dzieli tysiące młodych, zdolnych ludzi: z Kościelca, i z naszego regionu, tymczasem pracę mają Chęcińscy, Nawroccy, i inni.
Tak dalej być nie może.

*********************

Z jednej strony, faktycznie Kościelec i Koło dysponują atutem położenia, gdyż leżą w środku Polski i bardzo łatwo tu przyjechać; jednak to co jest atutem, może być również dysfunkcją i mankamentem, a nawet wielkim zagrożeniem: bo z jednej strony, to że łatwo do nas dojechać, powoduje, że z drugiej, łatwo również wyjechać. Niestety kurczymy się demograficznie, tracimy zasoby ludzkie, młodzież ucieka nam do wielkich ośrodków. Demografia to jeden z najważniejszych wskaźników socjologicznych. Dzięki analizom demografii można przewidzieć wiele procesów społecznych, politycznych, ekonomicznych, kulturowych – nawet wojny i rewolucje.
Tymczasem Koło od 2000 roku nieustannie się „zwija”. Proces ten przekłada się i obniża dynamikę rozwojową gminy Kościelec. Jeżeli my tych procesów nie zatrzymamy, to za parę lat będzie tu pustynia.

*********************

Kościelecka administracja jest zbyt mocno rozbudowana (ciężka), należy więc zoptymalizować jej strukturę i znacząco odmłodzić. Czas najwyższy, aby do urzędu weszły młode pokolenia. Zmiana pokoleniowa w Kościelcu jest bardzo potrzebna. W dzisiejszym świecie liczy się skuteczność i szybkość podejmowania decyzji. W wielu strukturach implementowane są tak zwane zwinne metodologie zarządzania.

******************************************************************************

Jest Pan zaskoczony hejtem i atakami, które „,wylały się” na Pana po ogłoszeniu faktu kandydowania na stanowisko wójta?

Ataki na mnie nie mają charakteru merytorycznego, lecz personalny, są formułowane na zasadzie ad personam, dlatego zbytnio się nimi nie przejmuję. Wyobrażałem sobie, iż stoczymy z moim rywalem dyskusję merytoryczną na temat strategii rozwoju, programu, sposobu funkcjonowania urzędu i przyszłości gminy, ale on najwyraźniej nie posiada ani wizji, ani programu, ja zaś swoją wizję wyraźnie przedstawiłem. W debacie publicznej jest taka zasada, że jeżeli komuś brakuje argumentów merytorycznych, programowych, to atakuje personalnie poniżej pasa.

Ostrowskiemu brakuje argumentów?
Jak widać tak. Niczego nie przedstawił, nie ogłosił żadnych założeń programowych, zaś okres dwóch kadencji jego rządów najlepiej charakteryzują słowa: marazm i nijakość. Niestety dla gminy Kościelec to było 8 prawie zmarnowanych lat. Tak to oceniam.

Prawie?
Robili to co należy do statutowych zadań wójta, i to jeszcze w trybie suboptymalnym, w minimalnym lub co najdalej, przeciętnym zakresie. Nic nadzwyczajnego. Wszyscy to robią: Dominiak, Anna Strapagiel też to robili. Jakieś remonty, budowa ulic. Wójtowie w sąsiednich gminach też to robią. Tymczasem to nie są działania strategiczne, nie mają charakteru wielkich inwestycji strategicznych, które rozwiną gminę Kościelec. W polityce i w działalności samorządowej można nastawić się na kurs albo na dryfowanie. A to niestety było dryfowanie po mieliźnie. Do prac inwestycyjnych najbardziej mobilizowali się przed wyborami, tymczasem inicjatywę trzeba kreować przez całą kadencję. Ja nie będę dryfował i pływał po mieliznach. Wyprowadzę gminę Kościelec na wielkie wody.

Pan przestawił program dość obszernie…
W dalszej części kampanii „odkryję karty” i przedstawię nazwiska osób, którym zaproponuję w urzędzie objęcie kluczowych stanowisk kierowniczych. Wszystko po to, żeby było jeszcze bardziej transparentnie. Trzeba tworzyć dobry obyczaj: idziesz po władzę, pokaż co masz w „rękawie”, odkryj przed wyborcami program oraz osoby, które będą go realizować. To reguła, której przestrzegają prezydenci Stanów Zjednoczonych i uważam ją za dobrą praktykę. Zarówno propozycje programowe, jak i personalne muszą być przejrzyste. Stanowię wiec wobec Ostrowskiego silną alternatywę, zarówno programową, jak i personalną. Co do ataków wobec mnie, każdy kto choć trochę potrafi myśleć wie, iż ich autorami są osoby i układy, które posiadają w tym interes, które obawiają się dojścia mnie do władzy, gdyż wiedzą, że ja pewne rzeczy z determinacją zrealizuję: czas rodzinnych konotacji i konkursów, których rozstrzygnięcia można było w przeszłości odgadnąć czy przewidzieć jeszcze przed ich ogłoszeniem, skończy się bezpowrotnie.

A jak Pan znosi te ataki?
Dziś hejt, walka, agresja są w polityce wszechobecne, są jakby inherentną częścią życia publicznego. Przez te wszystkie lata, a zajmuję się polityką już bez mała 30 lat, zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Z drugiej strony, polityk musi być na takie rzeczy odporny, immunizowany, jeżeli zaś chce bardziej komfortowych warunków, niech wybierze balet albo grę w szachy. Tam będzie dużo przyjemniej.
Jednak jakiś ślad na samopoczuciu to chyba zostawia?
W biznesie, ale także w życiu publicznym, istnieje dewiza, iż „liczba twoich wrogów jest miarą twojego sukcesu”. Atakują mnie, bo jestem dla nich groźny, bo mają w tym interes. Powiem Panu szczerze: cieszy mnie to; traktuję to jako komplement. Gdybym był nikim, to by mnie nie atakowali. Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego, Ziobro też atakowali brutalnie.
Poza tym, dochodzi jeszcze jedna, jak mi się wydaje, kluczowa okoliczność, ataki na mnie mają charakter bezpardonowy i personalny, a nie merytoryczny, dotyczą zaś spraw, nie zawsze prawdziwych, sprzed bez mała 30 lat, które np. headhunterzy, czyli tzw. „łowcy głów” przy naborze ma wyższe stanowiska menadżerskie definiowaliby jako atuty.

Jak to?
W biznesie porażki i upadki są rzeczą normalną. Świadczą często o tym, że człowiek jest aktywny, że podejmuje inicjatywę. Inna rzecz to to, że porażki i słabsze momenty w życiu hartują, przygotowują człowieka do podejmowania trudnych wyzwań oraz zadań. Stanowią też ważne doświadczenie. Na przykład w wojsku do oddziałów specjalnych nie przyjmuje się chłopców z baletu, tylko łobuzów, chuliganów z charakterem. W biznesie, korporacjach, polityce jest podobnie. Życie składa się z paradoksów. Motyw znany z filmu „Parszywa dwunastka” Roberta Aldricha nadal obowiązuje, nic nie tracąc na aktualności.

Właśnie, funkcjonuje Pan w Warszawie. Jakie cechy liczą się przy naborze np. do korporacji?
Kilka cech. Po pierwsze duża mobilność, a wiec zdolność do szybkiego przemieszczania się po świecie i gotowość do zmiany miejsca zamieszkania – przy czym trzeba zauważyć, iż menadżerowie nie podróżują własnymi samochodami, bo to za bardzo męczące i długotrwałe, wybierają najczęściej publiczne środki komunikacji – np. pociągi, samoloty. Po drugie, kreatywność, czyli pomysły, idee, umiejętność generowania nowatorskich projektów. Po trzecie, realne kompetencje i wykształcenie. Po czwarte, charakter i charyzma, przebojowość i dynamika w działaniu.

Co to znaczy realne wykształcenie?
Nie wystarczy okazać samego dyplomu, ale wiedzę, umiejętności kompetencje, talenty należy zweryfikować w rozmowie, lub najlepiej w działaniu. Świadomie stosuje się na przykład tzw. „wyścigi szczurów”, na okres próbny zatrudniane są trzy osoby, chociaż z góry wiadomo, że po miesiącu pozostanie jedna – ta która się najlepiej zweryfikuje, zademonstruje najwyższe umiejętności.
Kiedyś rozmawiałem z jedną „łowczynią głów” prowadzącą nabór na wyższe stanowiska menadżerskie (tu jest dowód: https://www.cxo.pl/news/Czlowiek-jest-najwiekszym-kapitalem,405400.html ), to co mi powiedziała, zaskoczyło mnie. Za walory uważa się cechy albo zdarzenia, które w normalnym, potocznym życiu uważane byłyby za obciążające. Menadżer albo – mówiąc jeszcze szerzej, lider, przywódca – musi mieć charyzmę i charakter. Powinien również przejść w życiu przez określoną ilość trudnych, ekstremalnych doświadczeń, bo to go ukształtuje. Porażki zatem czy jakieś inne niepowodzenia, traktowane są przy naborze na wyższe stanowiska menedżerskie, jako atuty, przewagi, gdyż jeżeli dana osoba posiada zdolność krytycznego myślenia i wyciągania wniosków, to się dzięki nim wzmocni.
Nie na próżno stworzono sentencję: „Nie święci garnki lepią”. W polityce, jak i w biznesie funkcjonują podobne zasady, potrzebny jest charakter i szeroka amplituda bardzo rożnych doświadczeń.

Może Pan podać konkretne przykłady?
Wielu przywódców i menadżerów, którzy w życiu publicznym osiągnęli wielkie sukcesy, w młodości było chuliganami. Donald Tusk zaliczał się do grona liderów kibiców Lechii Gdańsk, bił się na meczach i popalał marihuanę, prezydenci Stanów Zjednoczonych, John Fitzgerald Kennedy i Bill Clinton w młodości również borykali się z problemami narkotykowymi, Aleksander Kwaśniewski w młodości pił alkohol, a upijał się nawet już jako pełnokrwisty polityk, prezydent, inny polski prezydent, Lech Wałęsa, nasikał w kościele do kropielnicy. Poczytajcie ich biografie. W młodości robili różne barwne rzeczy, często zdarzały im się negatywne incydenty, a później okazali się świetnymi przywódcami, mężami stanu. Bezbarwne życiorysy nigdy i nigdzie na świecie nic wielkiego nie osiągnęły.

Zamierza Pan zrobić coś z akcją szkalowania Pana w Internecie? Mam na myśli wniosek do prokuratury za ściganie na podstawie Kodeksu Karnego jako tzw. przestępstwa przeciwko czci?
Uważam, iż dyspozycja art. 212 Kodeksu karnego została w tym przypadku wyczerpana, zaś szkalowanie i zohydzanie mojej osoby zacznie się prawdopodobnie nasilać, w miarę jak rosły będą moje przedwyborcze szanse. Spodziewam się jeszcze mocniejszych, brutalnych ataków, a z „przecieków” otrzymuję informacje, nie wiem na ile wiarygodne, iż rzekomo przygotowywane są nawet plotki i inne fałszywe materiały. Nie będę jednak ciągał po sądach oponentów, tak jak mój konkurent, który dwa lata temu w stosunku do jednego z mieszkańców Daniszewa, krytykującego politykę obecnego wójta, zagroził możliwością procesu. Tak zachowują się ludzie mali. Prawdziwie demokratyczna władza, dająca dobrą jakość rządzenia, nie powinna bać się krytyki i ciągać adwersarzy po sądach. To postawa niehonorowa.  „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.

Nie podejmie Pan kroków prawnych na podstawie Kodeksu Karnego?
Po pierwsze, wierzę w mądrość ludzi, w rozsadek kościeleckiego społeczeństwa; po drugie, trzeba umieć się wznieść ponad deficyty intelektualne oraz kompleksy małych ludzi. Nie jestem mściwy. Bliska jest mi postawa „Juranda ze Spychowa” z „Krzyżaków”, który puścił wolno swojego oprawcę, Zygfryda de Löwe. Umiejętność wybaczania, nie kierowania się uprzedzeniami, negatywnymi emocjami, antypatiami, powinna być w życiu publicznym jedną z najdonioślejszych cech. Dlatego ataki formułowane przeciwko mnie pozostawiam ocenie mądrości mieszkańców gminy Kościelec, w którą wierzę. Aczkolwiek przykro mi, że wiele z internetowych wpisów uderza w moją godność, dążąc do odczłowieczenia mojej osoby. Ja będę się koncentrował na sprawach merytorycznych, programowych, gdyż one są najważniejsze. Nie odczuwam deficytu argumentów merytorycznych, zaś awantura mnie nie interesuje.

A kto może stać za tym atakami?
Powiedziałem już: generalnie ludzie, którzy mają w tym interes. Już w Starożytnym Rzymie istniała formuła: „is fecit, cui prodest” (czyli w tłumaczeniu na język polski: „ten to czyni, komu przynosi to korzyść”). Grupa osób zainteresowanych atakami na mnie może być szeroka, niewykluczone jest również to, iż znajdują się tam osoby, których malwersacje oraz korupcyjną działalność opisywałem w czasach, gdy byłem dziennikarzem „Przeglądu Kolskiego”. Jednak podejrzewam, że dominujący trzon tych którzy szkalują mnie na forach internetowych, to zwolennicy obecnego wójta a mojego konkurenta, Dariusza Ostrowskiego. To ocenny, logiczny wniosek, który się narzuca. Jeżeli tak naprawdę jest, to to pokazuje prawdziwe kwalifikacje kulturowe tego środowiska, jego klasę intelektualną.

Internauci, wśród których są być może zwolennicy Dariusza Ostrowskiego zarzucają Panu brak kompetencji?
Mój profesor historii socjologii z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Piotr Kryczka, mawiał zawsze tak: „Co z tego, że Michał Korybut Wiśniowiecki znał dziewięć języków, jak w żadnym nie miał nic do powiedzenia”. Nie trzeba daleko sięgać, wystarczy przywołać przykłady z bliska, z sąsiedniego podwórka. Popatrzmy na miasto Koło, na przestrzeni ostatnich 28 lat przez 16 rządzili tam nauczyciele. Istnieje opinia, iż ta okoliczność – sprawowania władzy przez nauczycieli – doprowadziła miasto Koło do katastrofy. Ja się z tym nie zgadzam, uważam, że jest to ocena zbyt jednostronna, uproszczona, pochopna, krzywdząca, podobna statystyka mogłaby mieć miejsce w przypadku innych zawodów zaangażowanych w rządzenie, ale to pokazuje jedną fundamentalną rzecz: niezmiernie trudno określić jest jasne kryterium merytoryczne predestynujące do rządzenia. Żeby sprawować władzę należy mieć cechy specyficzne: charyzmę, zdecydowanie, stanowczość, kreatywność, dynamikę. Tego nie nauczą na żadnych uczelniach, z tym trzeba się urodzić.

Jakby Pan odpowiedział zwolennikom Pana Ostrowskiego, którzy zarzucają Panu brak kompetencji?
Żeby w pierwszej kolejności zweryfikowali realne kompetencje oraz talenty swojego idola. Kiedy patrzę na kampanię wyborczą Dariusza Ostrowskiego, to wydaje mi się, że to on nie rozumie współczesnego świata. Umieszcza jakieś siermiężne plakaty na słupach i tablicach sołeckich, kolportuje drukowaną papierową gazetkę po terenie gminy (którą notabene wydał za pieniądze mieszkańców). Mówię mu więc stanowczo i kategorycznie: czas papieru już się skończył! Od momentu wejścia w rewolucję cyfrową minęło ponad 30 lat. Można o tym poczytać w pracach wybitnego hiszpańskiego socjologia, Manuela Castelsa: „Społeczeństwo sieci” oraz „Społeczeństwo industrialne i państwo dobrobytu” albo w „Galaktyce Gutenberga” Marshalla McLuhana. Żyjemy w dobie globalizacji, tymczasem w mojej ocenie wójt Ostrowski zapóźnia naszą gminę. Przez okres dwóch kadencji, czyli 8 lat, zrobił niewiele, aby stworzyć w niej odpowiednie instrumenty oddziaływania informatycznego oraz rozbudować infrastrukturę informatyczną, a przecież mamy tak piękny potencjał do pokazania. Niestety, nasze strony internetowe nie są atrakcyjne.
Jeżeli Pan Ostrowski uważa się za lepiej wykształconego ode mnie, to jest prosta metoda sprawdzenia wiarygodności jego twierdzeń, niech wyjdzie ze mną na „solo” i stanie do telewizyjnej bądź radiowej debaty.

Na szczęście mnie zweryfikował wolny rynek. Tatuś nie musiał mi załatwiać pracy, jak to miało miejsce w przypadku niektórych mieszkańców naszej gminy.

Jednak pisał Pan, że wykształcenie socjologiczne zdobył na KUL-u?
I to jest prawda. Zawsze mówiłem, że moje wykształcenie jest takie samo jak byłego prezydenta Kwaśniewskiego, z tą tylko różnicą, że on nakłamał w swoich oświadczeniach wyborczych, a ja nie. Nie oszukałem mieszkańców gminy Kościelec, choć mogłem z łatwością to zrobić, gdyż tych oświadczeń nikt nie weryfikuje – nie jest wymagane, aby przedkładać przed Państwową Komisją Wyborczą dyplom lub inne dokumenty potwierdzające wykształcenie.
Fakty są natomiast takie. W latach 1997-2002 zrealizowałem na WNS KUL cały program studiów w zakresie socjologii, zaliczyłem wszystkie wymagane egzaminy. W indeksie studenta mam same piątki, średnia ocen jaką uzyskałem to – o ile dobrze pamiętam – chyba 4,9. Na KUL-u, gdzie filozofia, socjologia, i psychologia klasyfikowane były jako klasa A, czyli najwyższa – międzynarodowa.
Jeżeli uda mi się i zdążę to pojadę do Lublina i opublikuję swój indeks w lokalnych mediach. Kontaktowałem już się w tej sprawie z Dziekanatem KUL. Mówię o tym nie po to, aby się chwalić, a jedynie odpowiadam na agresywne ataki zwolenników Pana Ostrowskiego

Czyli ma Pan zaliczone wszystkie przedmioty objęte programem socjologii?
Tak, a średnia ocen jest bliska 5.

Czy socjologia jest przydatna w pracy samorządowej?
Wydaje mi się, iż trudno o lepsze kompetencje, niż te które dotyczą wiedzy o społeczeństwie, wiedzy o polityce, jak również mechanizmach rządzenia. Wybrałem sobie specjalność socjologia samorządowa. Napisałem nawet prawie pracę „Nowe oblicze społeczeństwa lokalnego w dobie globalizacji”. Tworzyłem ją pod okiem wybitnego polskiego socjologia prof. Stanisława Cieśli. Na jednym ze spotkań naniósł pewne poprawki do kilku rozdziałów. W międzyczasie likwidacji uległo Biuro Poselskie w którym pracowałem, straciłem zatrudnienie, nie posiadałem środków finansowych, aby dojeżdżać na kolejne spotkania i proseminaria do Lublina oraz do Stalowej Woli, a to były znaczne odległości. Wszystko działo się w trudnych latach pierwszej dekady drugiego tysiąclecia.
Przyznam szczerze, że był to niefart, pech za który do dzisiaj płacę. Ale cały program studiów zaliczyłem. Fakt napisania i obronienia pracy, choć ona była już prawie skończona, niczego w sensie realnym by w moim wykształceniu, w jego poziomie nie zmienił. To była tylko formalność.
Tak wygląda aspekt formalny, trudno wyobrazić sobie lepsze kompetencje uprawniające do pracy w samorządzie niż socjologia samorządowa. Dodatkowo w połowie lat dwutysięcznych ukończyłem Studium Dziennikarstwa Europejskiego, na którym wykładali m.in. prof. Bronisław Geremek i obecny kandydat na prezydenta Warszawy, Rafał Trzaskowski. W wymiarze realnym sytuacja przedstawia się dla mnie dużo korzystniej. Od wielu lat zajmuję się naukami społecznymi (humanistycznymi): filozofią, socjologią, psychologią społeczną, antropologią, etnologią, etnografią.
Humanistyka to moje wielkie hobby i wielka pasja. Ja się filozofią, socjologia, psychologią cały czas zajmuję. Mówiąc szczerze, proszę mi to wybaczyć: uważam, iż w zakresie socjologii posiadam więcej niż wyższe wykształcenie, i Pan Dariusz Ostrowski doskonale o tym wie.

Czemu się Pan nie reaktywował?
KUL to renomowana uczelnia. Funkcjonują bardzo surowe, twarde reguły: po upływie pięciu lat od ostatniej sesji egzaminacyjnej, nie można się reaktywować, trzeba zaczynać studia od nowa. Podobnie jest na Uniwersytecie Warszawskim czy Uniwersytecie Jagiellońskim. W międzyczasie też zreorganizowano Wydział, na którym studiowałem, zmieniła się podstawa programowa. W ten sposób reaktywacja na studia stała się niemożliwa.

A co miał Pan na myśli mówiąc na sesji Rady Gminy w Kościelcu, iż właściwie jest na studiach doktoranckich?
To paradoks, ale do wybrania się na studia doktoranckie namawiał mnie sam wójt Dariusz Ostrowski. Myślę, że w aspekcie posiadanej wiedzy on mnie ceni, jednak z oczywistych względów tego teraz nie przyzna. Zaproponował mi nawet możliwość załatwienia reaktywacji na innej Uczelni niż KUL. Dla mnie jednak sens miały jedynie studia na KUL, z uwagi na wysoki poziom socjologii. Kiedyś przeczytał fragment mojej książki i od razu do mnie zadzwonił, mówiąc: człowieku nie marnuj talentu, idź na studia doktoranckie.
Moja wypowiedź na temat studiów doktoranckich byłą pewnym skrótem myślowym, który został całkowicie źle zrozumiany i zapisany. Praca w ramach Fundacji FIBRE polega na permanentnym kontakcie z ekspertami, profesorami, doktorami, naukowcami wielkiego formatu. Dzięki temu wiele się nauczyłem. Ciągle pozyskuję nową wiedzę. Mam wyodrębnione własne dziedziny, którymi się zajmuję na zasadzie działalności eksperckiej: filozofię polityki oraz socjologię polityki. Prowadzę analizy zakresu obserwacji uczestniczącej, jak również funkcjonalizmu i interakcjonizmu symbolicznego.
Stały kontakt z naukowcami to jak gra w Realu Madryt i konfrontowanie się z najlepszymi piłkarzami na świecie. Dokładnie to miałem na myśli, gdy trochę żartem mówiłem, że „właściwie jestem na studiach doktoranckich”, słowo „właściwie” jest bardzo ważne, gdyż ono ustawia kontekst. Żartowałem w ten sposób wiele razy, zawsze miałem na myśli realny kontakt z naukowcami najwyższego formatu, z wykładowcami akademickimi: doktorami i procesorami.

W swym programie wiele mówi Pan o twardych, bezosobowych regułach w administracji i życiu samorządowym?
Nie może być kolesiostwa i klientelizmu. Często jest tak z tą lokalną władzą, że kto jej sprzyja, kto ją wspiera, może liczyć na rożne koncesje i taryfę ulgową. Gdy byłem w otoczeniu Anny Strapagiel, próbowała traktować mnie lepiej niż pozostałych, kiedy się zwróciłem w słusznych sprawach przeciwko niej, tępiła mnie i zwalczała; podobne sytuacje miały miejsce w przypadku współpracy z Ostrowskim, raz mnie lubił i traktował priorytetowo, stawiał wódkę i dobre jedzenie, innym razem izolował i miał do mnie negatywny stosunek.
Mi się takie klientelistuczne zasady sprawowania władzy i stosunku do ludzi nie podobają. Jestem propaństwowy, republikański. Uważam, iż w urzędzie, w ogóle w administracji powinien istnieć obiektywny, neutralny standard instytucjonalny. Nie powinno być jak w Orwellu: równych i równiejszych. Struktury państwa to nie jest prywatny folwark.
Teraz słyszę, że Pan wójt Ostrowski jeździ ze swoim zastępcą Sylwestrem Chęcińskim po wsiach i bierze udział w spotkaniach z mieszkańcami zakrapianych alkoholem. Tak było np. w Policach Średnich. Świadkowie widzieli, że wójt Ostrowski oraz jego zastępca Sylwester Chęciński przyjechali do wsi Police z wypełnionymi czymś torbami. Później alkohol pojawił się na stole. Skąd się tam wziął? Nie wiadomo. Tego w jednoznaczny, empiryczny sposób stwierdzić się nie da. Równie dobrze mogli go przynieść organizatorzy spotkania. Jednak pewien niesmak pozostał.
Oczywiście Ostrowski i Chęciński mogą wszystkiemu zaprzeczyć, powiedzieć, że oni wódki nie przywieźli i nie postawili, a udowodnić tego im się w procesowy, materialny sposób nie da, nikt ich za rękę nie złapał; jednak nawet abstrahując od okoliczności czy przewieźli alkohol czy nie, zostawiając ją na boku, jedno jest pewne na sto procent: nie powinni przed wyborami brać udziału w spotkaniu, podczas którego na stole pojawia się wódka. Lokalnej władzy przed wyborami to nie przystoi.

A jak jest w innych gminach?
Gdy się popatrzy na szerszy, ogólnopolski, kontekst samorządowy, to trzeba z przykrością stwierdzić, że w wielu miejscach demokracja została zinstrumentalizowana, zawłaszczona przez lokalne sitwy, i w ten sposób funkcjonuje zdecydowana większość samorządów. Zaś wszystkich którzy chcą z tym walczyć niszczy się fałszywymi pomówieniami. Ja już zostałem przez różnego rodzaju układy brutalnie zaatakowany, a spodziewam się jeszcze mocniejszego, bezpardonowego ataku.. Ale ja im nigdy nie odpuszczę! Oni to doskonale wiedzą. Kiedy byłem dziennikarzem „Przeglądu Kolskiego” bezkompromisowo opisywałem lokalne grupy przestępcze, jak również nieczyste sprawy konkretnych lokalnych polityków.

Pan twierdzi, że demokracja w samorządach jest fikcją?
Jest fasadowa, gdyż nie wypełniono jej społeczną, obywatelską treścią. Na pewno nie jest to demokracja głęboka, angażująca. Brakuje społecznej partycypacji, a jak słusznie twierdził polski Papież św. Jan Paweł II: bez partycypacji (czyli bez społecznej aktywności) nie może być demokracji, gdyż nie ma dwóch podstawowych parametrów życia demokratycznego i publicznego: 1) kontroli społecznej oraz 2) poczucia sprawczości.
Żeby się zaangażować w życie publiczne, w aktywność społeczną, ludzie muszą widzieć w tym sens; muszą mieć przeświadczenie, że na coś będą mieli wpływ. Niestety w wielu miejscach w Polsce, w tym również w Kościelcu, tego wpływu nie mają albo mają go w niewystarczającym, ograniczonym zakresie. Nie są sprawcami biegu wydarzeń. Ktoś podejmuje decyzję za nich.
W politologi ten stan rzeczy, tę patologiczną sytuację, określa się mianem kratokracji. Jest to rzeczywistość w ramach której władza powiązana klientelistycznymi relacjami z określonymi grupami interesów oraz środowiskami klientelistycznymi, nie dba o dobro wspólne, tylko koncentruje się na obsłudze własnych interesów i interesów swoich popleczników.
Włoski politolog. Giovanni Sartori mówi nawet o tzw. wyborze w trybie altymetrycznym, polegającym na skróceniu określonym grupom i środowiskom, klientelistcyznego dystansu do przestrzeni władzy, czyli do tego co w języku potocznym nazywamy „korytem” (na marginesie: polecam w tym kontekście mój artykuł dla Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE: https://fibre.org.pl/2018/02/19/wystarczy-dopuscic-swinie-do-koryta/ ).
W układzie altymetrycznym, o którym wspomina Sartori, siła oddziaływania sieci klientelistcyznych (a więc grup interesu i środowisk powiązanych z władzą towarzysko), jest tak duża, iż wszelka zmiana władzy jest niemożliwa. Wytwarza się swego rodzaju klinetelistyczne „pole grawitacyjne”. Ale to niewiele ma wspólnego z prawdziwą demokracją.
Kiedy dziś patrzę na te rodziny zatrudnione w administracji samorządowej, na ten cały nepotyzm, któremu Pan Ostrowski, gdy został wójtem nie stawił czoła i przez 8 lat nic z tym zjawiskiem nie zrobił, to odczuwam abominacje i – przepraszam za wyrażenie, proszę mi to wybaczyć, ale wymiotować mi się na to wszystko chce.
Ja temu „towarzystwu” dokładnie się przyjrzę i jeżeli zobaczę choćby cień lekceważenia państwa czy obywateli, czy łamania zasad, rozgonię na cztery strony świata. Tak jak jest na pewno nie będzie! Ja jestem propaństwowy. Państwo polskie jest dla mnie wartością najwyższą. Wierzę w imponderabilia. Ja Polskę kocham!!!

W jaki sposób pogodzi Pan funkcję Dyrektora Generalnego Instytutu Administracji ze sprawowaniem stanowiska wójta gminy Kościelec, w razie ewentualnego wyboru?
Myślę, że gmina Kościelec może na tym tylko skorzystać. To otwiera przed nią nowe perspektywy, rozszerza jej możliwości oraz daje nowe pola działania, o których inne samorządy mogą tylko pomarzyć. Instytut Administracji będzie zajmował się między innymi implementacją strategii, wdrażaniem programów samorządowych, a także organizacją paneli dyskusyjnych, debat, konferencji, szkoleń w dziedzinie samorządu. Jednak przede wszystkim główny nacisk położymy na wykształcenie i wyszkolenie nowego – unikalnego – środowiska w dziedzinie samorządów: tzw. menadżerów samorządu.
Wójtowie mają przestać być wójtami w rozumieniu tradycyjnym, a zacząć być menedżerami, coachami własnych gmin. Ja chce być prekursorem tej nowej metody oraz tego nowego stylu w skali ogólnopolskiej.

A gdyby przyszło Panu wybierać pomiędzy Instytutem Administracji, Fundacją FIBRE a Gminą Kościelec, co by Pan wybrał?
Nie będzie takiej konieczności, tym bardziej, że – jak mi się wydaje – stworzę komplementarny stosunek pomiędzy warszawskimi organizacjami (think tankami), a kościeleckim samorządem. Obydwie płaszczyzny działalności powinny się uzupełniać a nie kolidować ze sobą. Nie przewidują konfuzji. Kościelec potrzebuje swoich „ambasadorów” w Stolicy, którzy na wysokich strzeblach będą w uczciwy, ale bardzo kreatywny, ofensywny sposób lobbowali na rzeczy gminy Kościelec. Oprócz Fundacji FIBRE zamierzam nawiązać kontakty z jeszcze jedną potężną organizacją o charakterze biznesowym: Business Centre Club. Będziemy potrzebowali ogromnego wsparcia ze strony biznesu, dla rozwijania tzw. partnerstwa publiczno-prywatnego, a więc finansowania pewnych inwestycji ze środków własnych, jednak korzystając w dużej mierze również ze wsparcia prywatnych przedsiębiorców. Kilka lat temu miałem przyjemność przeprowadzać wywiad z szefem BCC, Markiem Goliszewskim, który powiedział mi o kilku odkrywczych rzeczach(tu jest dowód: http://archiwum.gf24.pl/5630/ ).

Jak Pan chce to zrobić?
To jest właśnie sedno mojej strategii. W samorządach istnieje następująca kolej rzeczy, następująca korelacja: promocja toruje drogę inwestycjom. Chcę kapitał symboliczny, kapitał rozpoznawalności zdobyty w Warszawie, zainwestować w gminie Kościelec. A więc, wykorzystać dla rozwoju kościeleckiego samorządu swoją pozycję oraz kontakty zdobyte w Warszawie. Z drugiej strony, chcę w gminie Kościelec stworzyć jej własne kapitały – symboliczny oraz społeczny – czyli odpowiednio markę i wysoką jakość kulturową społeczeństwa obywatelskiego. Innymi słowy mówiąc: podczepić Kościelec pod Warszawę, która ma nas ciągnąc do przodu niczym „lokomotywa”. Żeby gmina mogła pozyskać fundusze, trzeba stworzyć jej markę, brand marketingowy. Nie może być jak teraz anonimową, bo w ten sposób nie ugramy zbyt wiele.

Będzie Pan mieszkał w Kościelcu czy w Warszawie?
Nie może być sytuacji absurdalnej, że wójt rządzi jakąś gminą, a tam nie mieszka. Chociaż na mniejszą skalę takie przypadki już się zdarzały, np. wójt sąsiedniego Kramska, Józef Karmowski, mieszkał w Koninie, a zarządzał Kramskiem. W Kościelcu takiego rozwiązania nie będzie. Żeby coś zrobić dla ludzi, rozwiązać ich problemy muszę mieć z nimi kontakt, być blisko ludzkich problemów, znać sprawy i bolączki, które ich nurtują. Ale od razu chcę też wyraźnie powiedzieć, rola nowoczesnego wójta nie może polegać na wysiadywaniu „stołka” i zaglądaniu pracowniom zza pleców w komputer. Nie zawsze jest tak, że „pańskie oko konia tuczy”, czasami pańskie oko demobilizuje, dekoncentruje, rozprasza. Od spraw organizacyjnych, pilnowania pracowników, nadzoru i kontroli będzie sekretarz, jego pozycja zostanie wyraźnie wzmocniona. Od rozliczania oraz monitorowania pracy koordynator ds. dyscypliny. Od wnikliwiej kontroli finansowej główny audytor i skarbnik.
Ja chcę zająć się wykuwaniem strategii, a także budowaniem kapitału rozpoznawalności gminy Kościelec, tworzeniem kapitału symbolicznego oraz społecznego, i przede wszystkim nawiązywaniem, jak najbliższych relacji ze wszystkimi, którzy mogą nam coś dać. Moja wizja wójta, to: wójt/menadżer, wójt/coach.

Zamierza Pan w Kościelcu utworzyć telewizję internetową, emitującą programy na całą Polskę?
To da nam niesamowity oręż promocyjny i instrument narracyjny. Wystarczy, że ktoś kliknie w google „gmina Kościelec” i od razu w wynikach pojawi się ogromna ilość profesjonalnie zrobionych, atrakcyjnych materiałów filmowych. Dlaczego to jest takie ważne…? Wiedzą o tym doskonale młodzi ludzie, albowiem gdy poszukują pracy, potencjalni pracodawcy googlują ich nazwiska w internecie, starają się zebrać, jak najwięcej informacji, kto stanie do konkursu albo pojawi się na rozmowie kwalifikacyjnej. Identycznie jest, gdy podmioty nawiązują współpracę pomiędzy sobą. Nikt nie będzie „pompował” pieniędzy do enigmatycznego tworu, nawiązywał współpracy z niewidzialną gminą. Trzeba mieć właśnie ów kapitał symboliczny, czyli rozpoznawalność, markę, brand marketingowy. Proszę zrobić eksperyment i wygooglować gminę Kościelec dzisiaj, czy to zostało przez te 8 lat wójta Dariusza Ostrowskiego zrobione w zawalającym stopniu? W mojej ocenie absolutnie nie. Gmina nie jest atrakcyjna medialnie.

Sądzi Pan, że własna telewizja ułatwi promocję?
Nie tylko promocję, ale również pozyskiwanie pieniędzy. Dzięki telewizji internetowej, TV Kościelec narzucimy debatę publiczną na temat samorządów, zaproponujemy zmianę prawa samorządowego oraz tego, co w całym systemie jest dysfunkcjonalne. Będziemy organizować wielkie panele dyskusyjne, konferencje, debaty, transmitowane na youtube na cały świat.
A poprzez to wszystko staniemy się liderem samorządów. Będziemy mieli w ich gronie silną pozycję, to zaś przełoży się na skuteczność w pozyskiwaniu funduszy i środków finansowych.
We współczesnych czasach turystyka jest również zjawiskiem wirtualnym. Gminę Kościelec odwiedzą setki tysięcy tzw. internetowych „klikaczy” z Polski, z Europy, z całego świata. To będzie nasza przepustka po wielkie pieniądze, bo dziś właśnie w taki sposób zdobywa się fundusze. Jak pisał wybitny francuski socjolog i antropolog symboliczny, Pierre Bourdieu: trzeba dokonać konwersji kapitału symbolicznego na kapitał ekonomiczny; a więc rozpoznawalność przełożyć na pieniądze, a mówiąc jeszcze inaczej: spieniężyć wizerunek.
Na tym polu gmina Kościelec pokona wszystkich. Pokażemy innym samorządom, w jaki sposób ze strefy lokalnej można kreować globalne działanie. Moja osoba to gwarantuje. Mieszkańcy gminy Kościelec, a obecnie już chyba całej Polski znają mnie z tego. Pan doskonale wie, że o sukcesie w biznesie, w mediach, a skuteczności pozyskiwania reklam decyduje skuteczność klikalności. Świat idzie do przodu, w samorządach nie będzie inaczej.

Kto będzie organizował TV Kościelec?
Są dwie możliwości i dwie drogi. Z jednej strony, możemy oprzeć się na własnych lokalnych zasobach. Czyli pozyskać do współpracy lokalnych dziennikarzy. Nagrywać materiały i wysyłać do profesjonalnego, atrakcyjnego montażu w Warszawie. W ten sposób powstaną spoty reklamowe, prezentacje multimedialne i filmy o gminie Kościelec. Ale możemy również postawić na rozwiązanie bardziej immanentne, jeszcze silniej oddolne, czyli wydzielić jedno lub dwa pomieszczenia, pomalować je na zielona, zakupić dwie, trzy kamery oraz mikser do realizacji filmów, i w ten sposób pokazywać to co mamy w gminie Kościelec najpiękniejszego, kreować na skalę globalną naszą lokalną, kościelecką narrację.
Obok tego strony internetowe: „kościelec.nowoczesnagmina.pl” , to musi być naprawdę synonim nowoczesności, a nie tak jak teraz zacofania. Strony internetowe gminy Kościelec w przyszłości będą błyszczeć. Temu poświecimy bardzo wiele uwagi oraz wysiłku.

W Pana programie wiele mówi się o mobilności, jak Pan chce to osiągnąć? Co zrobić aby aktywizować mieszkańców gminy Kościelec?
Aby zaistniała mobilność społeczna, jeden z podstawowych parametrów podmiotowego, dobrze zorganizowanego społeczeństwa oraz obywatelskości, najpierw trzeba ją wytworzyć, pobudzić i zainspirować ludzi do działania. W socjologii nazywa się to instytucjonalizacją, a zatem ustrukturyzowaniem społecznej aktywności, stworzeniem płaszczyzny, czegoś w rodzaju kanału do organizowania się i działania. Jest to część głębszej socjologicznej myśli nastawionej na budowanie kapitału społecznego, opartego na trzech ważnych fundamentach: po pierwsze zaufaniu; po drugie relacjach; po trzecie wspólnych wartościach.
Projekty zakotwiczone głęboko kulturowo w kapitale społecznym, osiągają dużo więcej niż projekty nawet o wyższych możliwościach materialnych czy finansowych, ale pozbawione tego atutu, tego właśnie ładunku tożsamościowego, mentalnego.
Mówiąc innymi słowy, musimy się w gminie Kościelec dobrze zorganizować, ustrukturalizować, zinstytucjonalizować, polubić, pokochać, nabrać do siebie zaufania.
Po ewentualnym wyborze mnie na stanowisko wójta, już w pierwszych miesiącach mojego urzędowania powołamy oddolnie Stowarzyszenie pod nazwą Samorządowa Misja Społeczna (SMS), do którego zapiszemy wszystkich mieszkańców naszej gminy, a także honorowych członków z całej Polski, a w przyszłości, bo taki jest zamysł, również z całego świata.
W jednej chwili staniemy się jedną z najsilniejszych organizacji pozarządowych w Polsce. Będzie to nasz najważniejszy partner, zinstytucjonalizowany podmiot obywatelskiej aktywności mieszkańców gminy Kościelec..
Dzięki Stowarzyszeniu Samorządowa Misja Społeczna pozyskamy wiele dodatkowych funduszy, będziemy promować naszą piękną gminę na całym świecie, pogłębiać kapitał społeczny, a przede wszystkim zainicjujemy wiele projektów społecznych. Wdrożymy odważne programy służące wydobywaniu ludzi z biedy, poprawianiu trudnej sytuacji materialnej. Ufundujemy stypendia dla najzdolniejszych dzieci z najuboższych rodzin.
Stworzymy sobie zatem potężny instrument do kreowania aktywności obywatelskiej oraz tworzenia mobilnego, podmiotowego społeczeństwa.

Z czego finansowana będzie działalność Stowarzyszenia Samorządowa Misja Społeczna, z jakich środków?
Z trzech źródeł dobrze znanych, tradycyjnych i jednego nowatorskiego, które na pierwszy rzut oka może się wydawać nieco kontrowersyjne, ale tak naprawdę jest bardzo nowatorskie, skuteczne, pożyteczne i przede wszystkim angażujące społeczeństwo.
Po pierwsze, przez środki własne wyasygnowane ze strony budżetu gminy. Po drugie, z pozyskanych funduszy europejskich oraz dotacji z urzędów marszałkowskich, ministerstw i różnego rodzaju agencji. Po trzecie, od biznesu – pracując w Warszawie przekonałem się, iż wielcy przedsiębiorcy biznesowi bardzo chętnie wspierają rozmaite akcje, choćby na zasadzie Społecznej Odpowiedzialności Biznesu (tzw. CSR): link jako dowód: https://www.youtube.com/watch?v=NKDGc-2jTR0&t=87s ; https://www.youtube.com/watch?v=zZNMlKj8AAY&t=3s.
Pójdziemy po pieniądze do Kulczyka i do Czarneckiego.
Czwartą, i zarazem tą najbardziej kontrowersyjną, ale jednocześnie chyba najlepszą metodą pozyskiwania pieniędzy, bo angażującą ludzi, będzie crowdfunding, czyli finansowanie różnego rodzaju inicjatyw, jak również projektów przez społeczność, która zostanie wokół nich zorganizowana i w nie mocno zaangażowana.

Sądzi Pan, że to się sprawdzi?
Wszelkie projekty rozpoczyna się dziś od mobilizowania opinii publicznej oraz mobilizowania społecznego poparcia. Tak jest na całym świecie. Zaś największe pieniądze pochodzą ze źródeł rozproszonych. Przecież w ten sposób Licheń zbudowano, na tej samej zasadzie funkcjonuje Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka, i za pomocą identycznej metody kandydaci na prezydentów w Stanach Zjednoczonych zbierają środki na kampanię wyborczą, dzięki takim zbiórkom Klasztor w Częstochowie pięknieje.
Korzyści ze zbiórek publicznych prowadzonych na terenie gminy Kościelec łatwo policzyć. Jeżeli każdy dorosły mieszkaniec Gminy, a zarazem każdy członek Stowarzyszenia, da na choćby tylko po jednej przysłowiowej złotówce, zbierzemy za jednym razem 4 tys. zł; jeśli zaś po 10 zł. to 40 tys.
Ile wspaniałych rzeczy uda się za te pieniądze zrobić?…! Ile wspaniałych projektów zrealizować…?! Ile ufundować stypendiów dla dzieci z niezamożnych rodzin…?!
A przecież wyjdziemy z inicjatywą daleko poza teren Gminy. Dzięki telewizji samorządowej TV Kościelec będziemy je prowadzić na obszarze całej Polski, poprzez youtuba trafimy również zagranicę.

Ma Pan w tym zakresie jakieś doświadczenia?
Robimy tak w telewizji wRealu. Ten ośrodek medialny utrzymuje się dzięki crowdfundingowi, funkcjonuje i czerpie środki z internetowych zbiórek rozproszonych, poprzez drobne wpłaty ludzi. Ale takich przykładów utrzymywania się i działania ze zbiórek rozproszonych, jest dużo więcej.

A na co pójdą pieniądze?
Z tego rodzaju źródeł będziemy finansować stypendia dla zdolnej młodzieży, pomoc społeczną dla ludzi, organizować imprezy, spotkania, turnieje piłkarskie, itp. Tak robi dziś cały nowoczesny świat.
Nie powiedziałem jeszcze o jednym, piątym źródle finansowania Stowarzyszenia Samorządowa Misja Społeczna. Będzie to tzw. 1 proc. odpisu podatkowego deklarowany w rozliczeniu podatkowym. W tym przypadku również, dzięki telewizji samorządowej, będziemy mogli oddziaływać globalnie, na obszarze całej Polski.
Moja koncepcja jest globalna i spójna, sprzęga ze sobą różne dziedziny oraz instrumenty działania. W największym skrócie opiera się na budowaniu dwóch kluczowych dziś w świecie kapitałów: po pierwsze kapitału kulturowego, symbolicznego, a więc kapitału rozpoznawalności, tożsamości, identyfikacji, co ułatwi nam współpracę z rządem, biznesem, organizacjami pozarządowymi i przede wszystkim wpłynie wymiernie na pozyskiwanie funduszy; po drugie, kapitału społecznego, czyli tworzeniu mobilnego społeczeństwa, aktywizowaniu obywateli.
Rozbudowywanie infrastruktury społecznej jest współcześnie nie mniej ważne od infrastruktury materialnej (technicznej).

A właśnie, a infrastruktura techniczna? Jak ją Pan chce rozbudowywać?
Na początku chciałbym powiedzieć trochę o inwestycjach. O rozwoju Kościelca zadecyduje w dużej mierze poziom inwestycji prywatnych, a także procesy ruralizacji oraz gentryfikacji. Pierwszy to napływ ludzi z miasta na tereny wiejskie lub osadnicze (co już widzimy w Gozdowie, Dobrowie, a w największym stopniu, w samym Kościelcu). Drugi to podnoszenie zamożności konkretnych terenów.
Tu jest potrzebna trochę szersza i bardziej dalekosiężna wizja. Oczywiście musimy sami ściągać inwestorów, pozyskiwać ich jak najwięcej, bo to przełoży się na wzrost dochodów budżetowych oraz dalszy spadek zatrudnienia. Jednak przede wszystkim musimy dogadać się z miastem Kołem, stolicą naszego powiatu, i także tam ściągnąć wielkie inwestycje, prywatny biznes, przedsiębiorców. Intensywność inwestycji w Kole spowoduje, że również w ościennych gminach spadać będzie bezrobocie, zaś bogactwo zgodnie z koncepcjami ekonomicznymi tzw. chicagowskiej szkoły ekonomicznej, m.in. Miltona Friedman oraz szkoły austriackiej, Friedricha van Hayeka, zacznie się rozlewać na otoczenie, a zatem na sąsiednie tereny.

Z tym jest teraz problem?
To prawda, i jest kilka powodów takiej sytuacji, w tym jeden nasz wewnętrzny, lokalny. Koło ma w sobie duży potencjał promocyjny, posiada znaczenie historyczne, świetne położenie geograficzne, zdolnych fajnych ludzi, jednak nie ma jednej podstawowej rzeczy: przestrzeni inwestycyjnej. A bez przestrzeni trudno o inwestycje. Już dawno mówiłem, iż niedorzeczne jest utrzymywanie podwójnej struktury samorządowej: miasta Koła i gminy Koło. To zbiera miastu atuty i przestrzeń.
Dlatego my zaproponujemy miastu Kołu coś na wzór „wypożyczenia” naszej przestrzeni. Wg mojej koncepcji Dobrów, Gozdów, Kościelec mają być dla miasta Koła mniej więcej tym samym, co dla Warszawy podwarszawskie, mazowieckie gminy: Konstancin, Anin, Łomianki.
Musimy stworzyć z Kołem jedną przestrzeń aglomeracyjną: i materialną, i kulturową. Jako sąsiedzi powinniśmy mieć, jak najlepsze relacje, często spotykać się i szanować. Dlatego w przypadku ewentualnego wyboru na wójta gminy Kościelec zrobię wszystko, aby doprowadzić do powstania realnej aglomeracji. Koło, Kościelec, Gozdów, Dobrów staną się jedną strefą, obszarem aktywności inwestycyjnej.

Przywiązuje Pan bardzo dużą wagę do uwarunkowań przestrzennych?
W socjologii istnieje nurt badań nad przestrzenią, który reprezentuje chicagowska szkoła ekologiczna. Socjologowie tacy jak Robert Park, Ernest Burgess, czy Everet Stonequist stworzyli teoretyczne koncepcje rozwoju i ewolucji przestrzeni, powstawania stref miejskich. Są cztery kluczowe procesy z punktu widzenia przechodzenia zbiorowości w społeczeństwo, a więc wspólnotę kulturową: po pierwsze – konkurencja, która tworzy równowagę społeczno-gospodarczą; po drugie – konflikt, kształtujący porządek polityczny; po trzecie – akomodacja, budująca społeczną organizację i narzucająca konformizm (jak mawiają socjologowie: w głębszym sensie konformizm jest podstawą porządku społecznego); wreszcie po czwarte i najważniejsze – asymilacja, a więc powstanie wspólnoty kulturowej.
Zdaniem Burgessa, czynnik ekologiczny, czyli uwarunkowania przestrzenne determinują zachowania ludzi. Środowisko ma wpływ na nasz rozwój osobowy, a także cechy mentalne, które później decydują o naszej kondycji społeczno-ekonomicznej, aktywności biznesowej, a także zamożności.
Poza tym należy wykorzystać wielki atut wynikający z okoliczności przebiegania przez gminę Kościelec autostrady A-2. Jest to walor zarówno materialny, jak i kulturowy. Sadzę, że w tym kontekście należy pomyśleć o nowej, dalekosiężnej strategii rozwoju oraz w jej ramach przygotowaniu nowego progresywnego projektu zagospodarowania przestrzennego.
Jest w socjologii jedna ważna rzecz, którą się często na różnych spotkaniach oraz panelach dyskusyjnych uwypukla: o rozwoju decydują dwie rzeczy: przestrzeń i kultura; uwarunkowania przestrzenne i kulturowe. Chodzi o kulturę szeroko rozumianą, do której zaliczamy potencjał intelektualny społeczeństwa, a także kapitał symboliczny i społeczny, atuty tożsamościowe, itd.

Czy dotychczas fakt przebiegania przez gminę Kościelec autostrady A-2 nie został należycie wykorzystany?
Niestety ani przez gminę Kościelec, ani przez miasto Koło, ani przez powiat kolski. Pamiętam wypowiedzi różnych ważnych polityków sprzed lat, kiedy budowano zjazd z autostrady dla miasta Koła, mówili wówczas, że dzięki temu wzrastać będzie aktywność gospodarcza, w nasz rejon przyjadą inwestować przedsiębiorcy, powstaną nowe restauracje, hotele, przydrożne bary. Nic takiego się nie stało, ale za to wszystkie restauracje, które znajdują się przy równoległej do autostrady A-2 – drogi krajowej nr 92, poupadały albo ledwie „zipią”. I to jest niestety widmo klęski lokalnych władz oraz fiaska całego tego przedsięwzięcia.

Kościelec i Koło są dobrze położone?
Wiele rzeczy, podobnie jak medal, posiada dwie strony; na wszystko można też spojrzeć z różnych perspektyw. Z jednej strony, faktycznie Kościelec i Koło dysponują atutem położenia, gdyż leżą w środku Polski i bardzo łatwo tu przyjechać; jednak to co jest atutem, może być również dysfunkcją i mankamentem, a nawet wielkim zagrożeniem: bo z jednej strony, to że łatwo do nas dojechać, powoduje, że z drugiej, łatwo również wyjechać. Niestety kurczymy się demograficznie, tracimy zasoby ludzkie, młodzież ucieka nam do wielkich ośrodków. Demografia to jeden z najważniejszych wskaźników socjologicznych. Dzięki analizom demografii można przewidzieć wiele procesów społecznych, politycznych, ekonomicznych, kulturowych – nawet wojny i rewolucje.
Tymczasem Koło od 2000 roku nieustannie się „zwija”. Proces ten przekłada się i obniża dynamikę rozwojową gminy Kościelec. Jeżeli my tych procesów nie zatrzymamy, to za parę lat będzie tu pustynia.

Co decyduje o rozwoju?
Żeby się dynamicznie rozwijać trzeba mieć dynamit gospodarczy. Na to zaś składają się dwie rzeczy. W epoce postindustrialnej, czy jak niektórzy socjologowie, tacy jak Manuel Castells głoszą, epoce społeczeństwa informacyjnego, o rozwoju decydują dwa kluczowe czynniki: przestrzeń, a więc to ile mamy miejsca na inwestycje i jak określone tereny są atrakcyjne, a także drugi, chyba dziś jeszcze istotniejszy faktor: kapitał ludzki, a więc wiedza i kompetencje mieszkańców danej gminy czy miasta.
Musimy postawić na jak najlepsze wykształcenie młodych ludzi, silnie zakorzenione kulturowo oraz poparte realną wiedzą i kompetencjami. I musimy tę naszą młodzież tu, w gminie Kościelec, i w mieście Kole, koniecznie, za wszelką cenę, zatrzymać.
Niestety na terenie powiatu kolskiego, lokalne władze uwikłane w różne klientelistyczne i polityczne układy, marnują potencjał intelektualny młodych ludzi. Prowadzą negatywną selekcję. Stosują niemerytoryczne kryteria.
I to jest właśnie marnowanie potencjału ludzkiego. Niszczenie kapitału kulturowego. W głębszym sensie jest to największe marnotrawstwo, jakie można sobie wyobrazić.
Ja musiałem wyjechać z gminy Kościelec, bo niestety lokalni włodarze nie widzieli tam dla mnie pracy albo nie potrafili mnie optymalnie wykorzystać. Mój los dzieli tysiące młodych, zdolnych ludzi: z Kościelca, z Koła, z Grzegorzewa, Osieka, czy Olszówki, tymczasem pracę mają Chęcińscy, Nawroccy, i inni. Tak dalej być nie może.

Mówił Pan o kapitale społecznym oraz aktywności społecznej, sądzi Pan, że ludzie się zaangażują?
Cały szkopuł tkwi w odpowiednim podejściu i sferze mentalnej. Jeżeli umiejętnie do nich trafimy, to oczywiście tak. W życiu ludzie kierują się generalnie dwoma głównymi typami działania: pragmatyzmie i merkantylnej kalkulacji rynkowej oraz wrażliwości wspólnotowej, obywatelskiej.
Opowiem o jednym arcyciekawym przykładzie. W Stanach Zjednoczonych Stowarzyszenie Emerytów wystosowało do 100 najlepszych amerykańskich kancelarii prawnych, zapytanie czy byłyby gotowe prowadzić sprawy emerytów za 40 dolarów za godzinę. Dla wyjaśnienia powiem, że jest to mniej więcej 10 proc. obowiązującej w USA stawki rynkowej. Na to zapytanie 70 proc. kancelarii odpowiedziało, że nie.
Po jakimś czasie wystosowano kolejne pytanie do tych samych kancelarii: czy byłyby w stanie prowadzić sprawy emerytów za darmo. Odpowiedź jaką otrzymało Stowarzyszenie Emerytów zaskoczyła wszystkich. Oto bowiem aż 80 proc. kancelarii prawnych odpowiedziało, że tak.
W pierwszym przypadku za pieniądze – nie; a w drugim za darmo – tak, zgodzili się.
Gdy zapytano socjologów i psychologów społecznych o wyjaśnienie tego niezwykłego fenomenu, przeprowadzili oni następującą analizę zachowania kancelarii prawnych. Kiedy zaproponowano im usługi na zasadach merkantylnych, poniżej ceny rynkowej – poczuli się tym w jakiś sposób dotknięci i urażeni, nie opłacało im się świadczyć usługi prawnej za tak niską cenę; kiedy jednak zaproponowano im pomoc darmową, poprzez odwołanie do wartości wspólnotowych oraz pryncypiów życia obywatelskiego, poczuli się wyróżnieni i postanowili pomóc emerytom na zasadzie wolontariatu.
Czasami bardziej opłaca się zrobić coś za darmo niż poniżej ceny rynkowej, gdyż to podnosi naszą wartość i znaczenie we wspólnocie, a także tworzy wyższy poziom prestiżu. A człowiekiem zawsze, jak mówił nieżyjący już socjolog, prof. Wiktor Osiatyński, kieruje potrzeba znaczenia.
Dlatego właśnie wielcy przedsiębiorcy tak chętnie angażują się w działania z zakresu społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR).
Wszystko można zrobić, trzeba mieć tylko klucz do ludzkich głów i serc. Społeczeństwo można pozytywnie „zaprogramować”.

Wiele w swoim programie poświęcił Pan również reorganizacji struktury urzędu gminy. Na czym ona ma polegać?
Urząd musi być dostosowany do działania we współczesnych warunkach. Żeby do tego doszło zarządzanie i sposób podejmowania decyzji powinno spełniać kilka kryteriów: po pierwsze, przekaz musi być czytelny; po drugie, struktura przejrzysta, spójna, i racjonalna; a po trzecie, przywództwo musi być odbiurokratyzowane i silne; po czwarte, powinien istnieć jasny podział pracy, jak również precyzyjny podział ról.
Wszystko po to, aby zarządzanie mogło być szybkie, sprawne, i skuteczne. Tak jak powiedziałem wcześniej, nie zamierzam rządzić Kościelcem z Warszawy, ale nie będę też zajmował się drobiazgami, szczególikami, banalnymi sprawami, bo nie w tym rzecz, aby się rozpraszać. Dobry wójt/menadżer/coach, a do takiej roli chcę aspirować, powinien koncentrować się przede wszystkim na zarządzaniu strategicznym, reprezentowaniu gminy na zewnątrz, budowaniu kapitału rozpoznawalności oraz nawiązywaniu kontaktów, w celu skutecznego pozyskiwania środków finansowych.
Należy wiec zmienić profil funkcji wójta, odbiurokratyzować ją i uczynić lekką, zadania wykonawcze i organizacyjne powierzyć sekretarzowi, zaś zadania i decyzje z zakresu poszczególnych referatów, scedować na kierowników. Wójt ten proces będzie jedynie koordynował, zaś sam skupi się w największej mierze na definiowaniu celów strategicznych.
Poza tym, kościelecka administracja jest zbyt mocno rozbudowana (ciężka), należy więc zoptymalizować jej strukturę i znacząco odmłodzić. Czas najwyższy, aby do urzędu weszły młode pokolenia. Zmiana pokoleniowa w Kościelcu jest bardzo potrzebna.
W dzisiejszym świecie liczy się skuteczność i szybkość podejmowania decyzji. W wielu strukturach implementowane są tak zwane zwinne metodologie zarządzania.

Zapowiedział Pan również likwidację funkcji zastępcy wójta?
Tak. Uważam że jest absolutnie niepotrzebna. Za pieniądze przeznaczone na jej utrzymanie można, a jest to najskromniej licząc ponad 700 tys. w ciągu 8 ostatnich lat, można zrobić wiele innych pożytecznych rzeczy.

Co będzie jeżeli wójtem dalej pozostanie obecny wójt Dariusz Ostrowski? Jakby Pan scharakteryzować przyszłość gminy Kościelec pod jego rządami?
Rządy Ostrowskiego mogę zdefiniować merytorycznie, jako sprawowane w trybie suboptymalnym, a więc poniżej potencjału i możliwości, które posiada gmina Kościelec. W mojej ocenie Ostrowski robi dużo mniej niżby ta gmina mogła osiągnąć, na pewno zaś nie tworzy, nie dokłada żadnej wartości dodanej. To jest ten sam przeciętny, mizerny poziom, co w wykonaniu wcześniejszych wójtów. Przez taką politykę gmina Kościelec nie ma atrakcyjnych perspektyw.
Jeżeli gminą Kościelec dalej będzie rządził Ostrowski utrzyma się ten sam marazm, który obserwujemy w chwili obecnej.

A jeżeli rządził będzie Mańka?
Ja nastawię gminę Kościelec na cele maksymalne, na rządzenie w trybie optymalnym. Celem kluczowym będzie wejście do ekskluzywnego grona elity gmin w Polsce. Nie interesuje mnie przeciętny poziom ani średnie sukcesy. Trzeba grać o najwyższą stawkę.
Na pewno więc zainicjuję wiele nowatorskich projektów. Będę w tym kreatywny i dynamiczny. Mam na gminę Kościelec pomysł. Postaram się też zachęcać władze miasta Koła do podejmowania wielu wspólnych inicjatyw: lokalnych oraz ponadlokalnych. W mojej osobie miasto Koło, zawsze znajdzie sojusznika, przyjaciela i jak najlepszego sąsiada.

Jaki pomysł ma Pan na gminę Kościelec?
Oddziaływać na globalną skalę poprzez media, Internet, telewizję nie zapominać jednak o pielęgnowaniu lokalności i pokazywaniu jej najpiękniejszych stron. Budować tożsamość i tworzyć kapitał rozpoznawalności, a wiec to, co w nowoczesnym świecie biznesowym nazywa się marką. Stworzyć w Polsce bardzo pozytywny wizerunek Kościelca, co ułatwi pozyskanie wielkich funduszy z zewnątrz. Zbudować w Kościelcu mobilne, aktywne, zaangażowane w sprawy publiczne obywatelskie społeczeństwo. Zaszczepić w ludziach chęć działania poprzez uczestnictwo w powołanym Stowarzyszeniu. Po prostu „zaprogramować” Kościelec na wielkie cele i wyzwania. Trzymać się blisko miasta Koła, budować z Kołem wspólny zespół aglomeracyjny, stać się dla Koła i Konina tym czym Konstancin i Anin dla Warszawy.
Podczepić się pod Warszawę i pędzić do przodu ile tylko sił. Dobre kontakty i relacje w Stolicy mają nas ciągnąć do góry.
Rządzić odpowiedzialnie, asertywnie i pragmatycznie. Drogi, budynki, obiekty użyteczności publicznej budować przez całą kadencję, a nie tylko bezpośrednio w okresie przedwyborczym, jak zazwyczaj robią wójtowie i burmistrzowie.
Organizować dla ludzi wiele imprez, wydarzeń kulturowych, ognisk, grilli, spotkań integracyjnych, itp. Pisać książki o gminie Kościelec, bo przecież to potrafię robić.

Na czyje poparcie liczy Pan najbardziej?
Nie chciałbym nikogo faworyzować, a z drugiej strony deprecjonować i pomijać. Potrzebne mi są głosy wszystkich mieszkańców, bo ze wszystkimi chce w przyszłości współpracować, nikogo nie dyskryminując. Nie zależy mi na zwykłym, minimalnym zwycięstwie, tylko na wygranej miażdżącej, bezapelacyjnej, przytłaczającej, gigantycznej. Zależy mi na głębokiej, prawdziwej, autentycznej, wielkiej zmianie, a do tego potrzebny jest bardzo silny mandat, w postaci wysokiej frekwencji i ogromnego poparcia.
Pokoleniowo najbardziej liczę na ludzi młodych, urodzonych po 1989 roku, i na całą generację 50 minus. Ale oczekuję również poparcia ze strony starszych osób.
Terytorialnie liczę bardzo mocno na Gąsiorów, Trzęśniew, Waki, bo stamtąd pochodził mój ojciec i chyba był lubianym, koleżeńskim człowiekiem. W tych wyborach szczególnie ważne jest dla mnie poparcie w Kościelcu, Dobrowie, Gozdowie, i Straszkowie, gdyż to trzy nasze, jak na lokalne warunki, dobrze zurbanizowane lokalne metropolie, a Kościelec to stolica naszej gminy.
Nie będę jednak ukrywał, iż największego poparcia oczekuję w tzw. pasie centralno-południowym, czyli od drogi krajowej nr 92, tzw. starej poznańskiej, po potężny Dobrów. Strefa od Białkowa po Dobrów to jest taki obszar, gdzie przeciwko mnie nie powinien paść ani jeden głos, bo dla tych ludzi w przeszłości – czego absolutnie nie wypominam – bardzo wiele robiłem: zablokowałem zamiar wybudowania przez miasto Koło, na wespół z gminą Kościelec, wysypiska śmieci, które miało powstać na pograniczu Leszcz i Dąbrowic Częściowych. Obroniłem ziemię parafialną w Białkowie Kościelnym, z wielką determinacją broniłem strażaków z Ruszkowa, gdy burmistrz Kłodawy Józef Domański kazał im mierzyć węże, gdy wygrywali powiatowe zawody sportowo-pożarnicze w 2003 roku. Zawsze o OSP Ruszków pisałem w „Przeglądzie Kolskim” jako o arcymistrzach, a w Dobrowie był taki czas, że ja właściwie tam mieszkałem, prowadziłem im wiele imprez, meczów i turniejów piłkarskich. Dziewczyny z Dobrowa zawsze mi się bardzo podobały. Dlatego liczę na zdeterminowane, skonsolidowane, solidarne, jak jeden mąż, poparcie ziem południowych i mojej rodzinnej parafii Białków. Drugiej takiej szansy, na swojego wójta, może już nie być.
Ale chciałbym otrzymać gigantyczne poparcie od mieszkańców całej gminy, bardzo mi zależy, aby pokonać Ostrowskiego, tam gdzie się czuje tak pewnie, w stolicy, w Kościelcu.
Organizowałem dla mieszkańców gminy Kościelec wiele wielkich, pięknych imprez, wiele turniejów piłkarskich, myślę, że są mądrymi ludźmi i to docenią.

W konkurencyjnym portalu mówił Pan o budowaniu w gminie Kościelec koalicji SLD-PiS?
Przede wszystkim chcę skonstruować ponadpartyjną koalicję z mieszkańcami. Podziały polityczne czy partyjne mniej mnie interesują. Z każdym kto chce dobra tej gminy będę współpracował. Drzwi urzędu dla wszystkich będą otwarte. Mój związek z SLD jest bardzo luźny. Jestem bezpartyjny. Zaproponowali mi kandydowanie w sytuacji, kiedy Kościelec mógł być skazany tylko na jednego kandydata, a więc podjąłem to wyzwanie i jestem im za to wdzięczny. Istotą demokracji jest wybór. Ludzie muszą mieć alternatywę.
Popierają mnie osoby o bardzo różnych poglądach, cześć z nich sympatyzuje z PiS-em, inni z partią „Wolność”, jeszcze inni z SLD. Ludzie z PiS-u są w moim sztabie wyborczym, aktywnie pomagają mi w kampanii, jednak nie na zasadzie przynależności czy decyzji politycznej, a tylko prywatnie, bez angażowania szyldu politycznego PiS.
Szczerze mówiąc najbardziej odpowiadałaby mi rola kandydata niezależnego, ponadpolitycznego. Natomiast dobre, przyjacielskie kontakty z PiS-em pozostały mi jeszcze z dawnych lat pracy w Koninie, wiele nowych relacji z wpływowymi politykami PiS-u nabyłem w sposób naturalny, bo przecież mieszkam w Warszawie. Mało kto wie, ale przez długi czas moim sąsiadem był poseł Przemek Czarnecki, syn innego znanego polityka PiS, europosła Ryszarda Czarneckiego. Z Przemkiem, jego żoną Łucją zawsze nam się dobrze rozmawiało. Znam w Warszawie wielu prominentnych, wpływowych polityków PiS, ale również innych opcji politycznych, którzy mogliby tej gminie dużo pomóc. Dlatego współpraca czy koalicja z PiS w gminie Kościelec byłaby bardzo potrzebna, gdyż to oni sprawują obecnie władzę w Polsce i wiele przesłanek wskazuje na to, że dalej będą sprawować. Jestem pragmatyczny, dlatego zrobię wszystko co będzie oznaczało dla tej gminy rozwój, a dla jej mieszkańców dobro. Byłbym bardzo nieodpowiedzialny gdyby nie nastawiał się na bliską współpracę z PiS.

Pana konkurent zarzuca Panu zmianę poglądów politycznych?
Moje poglądy nigdy się nie zmieniły, kandyduję z poparciem tej samej partii co 11 i 12 lat temu w wyborach do rady powiatu. Można to łatwo sprawdzić w Internecie. Natomiast to Pan Ostrowski uciekł z PSL do własnego komitetu wyborczego i wstydzi się własnego szyldu politycznego. Ale to jego sprawa. Tyle tylko, że w ten sposób staje się dla wyborców niewiarygodny, mało przejrzysty.

Będzie Pan nadal mieszkał w Warszawie?
Funkcja wójta wymaga i w sensie symbolicznym i realnym, aby mieszkać w gminie Kościelec, być razem z mieszkańcami. Dlatego będę mieszkał w gminie Kościelec. Jednak bliskich kontaktów i więzów z Warszawą nie zerwę, gdyż po pierwsze bardzo kocham to miasto, mieszka tam moja przyszła żona, która jest rodowitą Warszawianką; po drugie, wydaje mi się, iż to właśnie w Warszawie, w moich relacjach z ludźmi z Warszawy, w kontaktach, leżą szanse i przyszłość mieszkańców gminy Kościelec.
Może sobie ktoś myśleć co chce, ale ja powiem prawdę: paradoksalnie w Warszawie można załatwić dużo więcej dla gminy Kościelec niż w samym Kościelcu. Siedząc na miejscu i nie wychodząc odważnie na zewnątrz niczego nie osiągniemy.

Przedstawia się Pan jako człowiek, który nie ma kompleksów?
To jest jedna z podstawowych cech, potrzebna do osiągnięcia sukcesu: nie mieć kompleksów ani uprzedzeń. Np. w Warszawie, wśród rodowitych Warszawiaków, zaskarbiłem sobie sympatię tym, iż otwarcie przyznawałem się do swojego wiejskiego pochodzenia, nie wstydziłem się tego, zawsze mówiłem z dumą: jestem z Białkowa, z gminy Kościelec. Jak tylko mogłem promowałem moje rodzinne strony i miejsce zamieszkania. Inni zaś, którzy przyjechali z prowincji do Warszawy już po tygodniu byli bardziej warszawscy od samych Warszawiaków, pisali na Facebooku, iż mieszkają w Warszawie, odcinali się od własnego pochodzenia. Zawsze śmieszyło mnie takie zachowanie. Ja się gminy Kościelec nigdy nie wstydziłem, mówiłem żartem: „Kościelec będzie kiedyś stolicą Polski”. Gdy jednostki OSP Dobrów zdobyły podwójne mistrzostwo Polski w sportach pożarniczych, w kategorii żeńskiej i męskiej, z dumą wszystkim o tym mówiłem.
Jednak nie mam również kompleksów w innym sensie. Bardzo łatwo rozmawia mi się z przedstawicielami elit, establishmentu, z ludźmi nauki, profesorami, doktorami, prominentnymi politykami, czołowymi polskimi dziennikarzami (choć ci to już w dużej mierze koledzy), aktorami, itp. W przeszłości rozmawiałem i z byłem premierem Janem Olszewskim (u niego w domu), i z byłym premierem Waldemarem Pawlakiem, i z byłym premierem Józefem Oleksym, i z wicepremierem prof. Grzegorzem Kołodko, i z prof. Stanisławem Gomułka, z prof. Krzysztofem Rybińskim, z Markiem Zuberem, z którym się przyjaźnię, z wicepremierem Jarosławem Gowinem, trenerami piłkarskimi Antonim Piechniczkiem i Jackiem Gmochem, z mistrzem olimpijskim Robertem Korzeniowskim, i z wieloma innymi ludźmi polityki, biznesu, kultury, sportu.
Takie spotkania dają pewność siebie, pozwalają usunąć kompleksy, kształtują ogładę, powodują, iż nabywa się kompetencje kulturowe i wzbogaca kulturowy kapitał. To wszystko jest ważne i potrzebne, zwłaszcza w kontekście nawiązywania ważnych dla gminy relacji.
Jednak ja kompleksów nie miałem chyba z natury. Nie przypominam sobie, abym przed jakimś spotkaniem odczuwał coś w rodzaju stresu czy lęków. Mnie ważne wyzwania oraz duża stawka zawsze mobilizują. Wielkie audytoria, sale pękające w szwach, tłumy ludzi, kamery, mikrofony, flesze fotoreporterów, to jest moje środowisko, coś co uwielbiam i kocham. A taki ciąg, takie parcie na wymiar globalny w rządzeniu jednostką taką, jak Kościelec bardzo pomaga. Gdybym został wybrany wójtem nie zamierzam siedzieć po cichu. Postaram się, aby o Kościelcu dowiedziała się cała Polska.
Kompleksów nie mam pewnie również dlatego, że pochodzę z bardzo biednej, niepełnej rodziny, mogę nawet powiedzieć, że wywodzę się z nędzy. Ale ja tę biedę otrzymałem w spadku, zastałem ją, nie byłem jej winny, nie doprowadziłem do niej. Tymczasem bieda jest zjawiskiem bardziej kulturowym niż ekonomicznym, zależy w większym stopniu od zawartości głowy niż portfela, o biedzie decyduje w największym stopniu sfera mentalna, kulturowa.
Najgorszą rzeczą którą mogą odziedziczyć dzieci ludzi biednych jest bierność oraz brak kulturowej zdolności do artykułowania oczekiwań. Ja zaś zawsze byłem kreatywny, aktywny oraz ambitny w formułowaniu postulatów.
Gdzie indziej na świecie, np. w Stanach Zjednoczonych, w Brazylii, bieda jest kapitałem, bo daje niesamowitą determinację do działania, mobilizuje w człowieku wszystkie najlepsze talenty i zasoby. Dlatego tak bardzo bliski jest mi ten amerykański motyw: „od pucybuta do milionera”. Dlatego chciałbym, aby w polskim życiu ukształtował się zbliżony obyczaj: chcesz być kiedyś wielkim politykiem, najpierw zostań wójtem, później wojewodą, popracuj blisko ludzi i nabierz doświadczeń. Sprawdź się w działaniu z ludźmi i dla ludzi.
Często wypomina mi się różne przewinienia z młodości, jednak to wszystko były również doświadczenia. Popatrzcie na życiorysy ludzi wielkich. Jeżeli ktoś zrobił coś dla społeczeństw i państw, to ludzie z niełatwą przeszłością, trudnym dzieciństwem, temperamentem i charakterem. Ja wszystkie te atuty posiadam.
Poza tym, jak mówi ludowa mądrość: „Nie święci garnki lepią”.

******************************

Tu można zweryfikować publikacje, wiedzę i kompetencje Romana Mańki – kandydata na wójta gminy Kościelec:
https://www.forbes.pl/autorzy/roman-manka
https://wpolityce.pl/autorzy/801-roman-manka
https://fibre.org.pl/tag/roman-manka/
https://www.cxo.pl/nasza-redakcja/roman_manka
http://archiwum.gf24.pl/author/rmanka/page/3/

Książki, które napisał Roman Mańka:
https://www.empik.com/szukaj/produkt?author=Ma%C5%84ka+Romana
http://multibook.pl/pl/p/Lancuch-poszlak.-Wywiad-rzeka-z-Bogdanem-Swieczkowskim.-Rozmawiali-Roman-Manka-i-Lukasz-Ziaja/2374
https://www.gandalf.com.pl/b/wielka-koniunkcja/
https://www.ravelo.pl/strefa-tabu-roman-manka,p100201793.html

Materiał finansowany przez KKW SLD Lewica Razem

Subskrybuj
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Najnowsze.
Najstarsze. Najbardziej oceniony.
Informacje zwrotne.
Zobacz wszystkie komentarze.
zenek
zenek
5 lat temu

Koalicja
sld- pis . blask fleszy. Studia magisterskie bez obrony xyli się nie liczą jak w jednej firmie powiedzieli synowi: obronisz się to powiesz, mam wyższe. Zastawia mnie jedno tski światowy człowiek na wójta prowincjonalnej gminy. Kto wie, niemniej należy pamiętać, że tu moc rolników i drugie „Ranczo” no nie wiem…

gość
gość
5 lat temu

OSTROWSKI TO EGOISTA,WYSTARCZY ŻE ON MA DOBRZE

TEDIKA
TEDIKA
5 lat temu

A co szczegolnego dla gminy zrobił Ostrowski?
Kościelec to piękny teren na przecięciu głownych drog i przy zjezdzie z autostrady,a mimo to nadal bardzo biedny.od lat ciagle te same twarze obiecują przed wyborami gory zlota a jak dostana stołeczki to łby do gory i zapominaja o Bożym swiecie.zgadzam sie z p.Mańka wójt Ostrowski dziala za pieniadze mieszkańców i drogi i wszystko ze swoich nie robi przeciez i nawet ten biuletyn tez. Dostaje duża pensje to łaski nie robi nikomu.To jego obowiazek.

kolo
kolo
5 lat temu

Panie Mańka. Zgadzam się, że problemów nie należy personifikować ale w programie rozwoju gminy przede wszystkim liczy się kandydat, człowiek. W związku z tym odniosę się do pana jako osoby. Dał się pan poznać jako publicysta, fachowiec od wszystkiego w propagandzie TVP i pewnie innych stacjach. To, że mówi pan dużo i w miarę płynnie to nic nie znaczy. Ogólnikowe brednie o rozwoju gminy, to tylko w dalszym ciągu propaganda. Popatrzmy na pana. Jak wygląda obejście, w którym pan mieszka w Kościelcu, co przez ostatnie lata zrobił pan dla gminy? Stosując pana retorykę śmiało można stwierdzić małą pana przydatność.

Yeti
Yeti
5 lat temu

Do Anonima. Jeśli już to najlepsze co może spotkać naszą gminę o ile ciemny lud przejrzy na oczy i zagłosuje na tak wybitnego rodaka bo różnie to może być. A ludzie w naszej gminie nieraz naprawdę są bardzo zacofani, że aż żal i nie pojmują tego że stara władza jest kiepska i powinno się ją już wymienić na ludzi, którzy dadzą naszej gminie lepszą przyszłość.

Anonimowo
Anonimowo
5 lat temu

Roman Mańka to najlepsze co mogło spotkać naszą gminę.

obiektywna
obiektywna
5 lat temu

Do Gmina nasza sprawa i wara: wara to tobie czopku Ostrowskiego od uzurpowania sobie kto ma rządzić naszą gminą.Wchodź dalej swojemu wodzowi w tylną czesc ciała jeśli tak lubisz ale nie wciągaj w to innych mieszkańców gminy.
Pan Roman Mańka to człowiek mądry i światowy ,ale to syn kościeleckiej ziemi.To jedyna nasza duma i nie ma drugiej takiej osoby z Kościelca która by tak daleko i wysoko zaszła.Chwała mu ,że chce wrócić i pomóc naszej gminnej biedzie.to jedyna szansa.Drugiej na pewno nie będzie i jak to zmarnujemy to już po nas i mogiła.Amen.

niezależny
niezależny
5 lat temu

niechce tego gościa obrażac. ale Szanowny panie Mańka kiedy byłeś ostatni raz u psychiatry.
bo pierw zacząć trzeba od wizsyty u tego specjalisty a dopiero potem wystepować miedialnie w telewzji dla czubków l;abo Tv TRWAM
pozdrawiam

gość
gość
5 lat temu

BRAWO.JEST NAM PAN TU POTRZEBNY.

Gmina nasza sprawa i wara
Gmina nasza sprawa i wara
5 lat temu

Czy to promocja książek czy kandydata? Jestem w szoku co czytam. Myślę że Kościelec to zbyt niskie progi na Pana nogi. Lepiej niech spełnia się Pan w stolicy

Telefon interwencyjny

Widziałeś(aś) coś ważnego? Chcesz się podzielić informacją?
Masz problem i nie wiesz co robić?

Zadzwoń!
Anonimowość gwarantowana!

600 152 526